Nasze bezpieczeństwo to bezpieczeństwo Europy - The Eastern Frontier Initiative
Z mojego tekstu dowiesz się:
- Jak zaplanować wieloetapową podróż pociągami. Jak nie dać się nabrać algorytmom przy rezerwacji poszczególnych połączeń i ustrzec się dodatkowych kosztów;
- Które dworce są najlepiej zaprojektowane, w których krajach sprawdzają bilety i gdzie jest najlepsze jedzenie;
- Jak się podróżuje nocnym z pięcioma nieznajomymi;
Montaż filmów: Izabela Szyszka-Marchewka
Odjazd! Dzień N-1. Tallin
Pozostało 96% tekstu
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.
Z Polski były bezpośrednie pociągi do Burgas, albo do Splitu.
Można było też pojechać np. tak:
- nocnym z Warszawy do Wiednia, połazić po Wiedniu, a potem nocnym do Rzymu (był nocny ekspress Remus przez przełęcz Semmering, odj. 19:45 a przyj. 9:50 następnego dnia). A z Rzymu na południe, aż na Sycylię, z przeprawą promem kolejowym.
- albo do Budapesztu. A z Budapesztu były świetne połączenia nocne i dalekobieżne do Belgradu, Salonik i Aten, Sofii i Stambułu. Był też świetny nocny Venezia-Expressz 17:30 z Keleti do Wenecji przez Zagrzeb, Lublanę, Triest, trasa wzdłuż Balatonu o zachodzie słońca, a potem skok przez 3 granice: węgiersko-chorwacką, chorwacko-słoweńską i słoweńsko-włoską.
Stare dobre czasy.
Kiedy miałem już kompletny odpał w szkole, w czwartek po lekcjach maszerowałem na dworzec i jechałem gdzie bądź. Ponieważ uczyłem się dobrze i czasami nawet bardzo dobrze , mama zawsze pisała mi usprawiedliwienie na piątek. Jakoś tak na fali obecnej patologii komórkowej doceniam zaufanie jakim mnie obdarzała, to były lata 80-te i to ta gorsza połowa. Ja wtedy miałem 16 lat i raz na 3-4 miesiące jechałem w podróż trzydniową. Nad morze, w góry, do Warszawy, raz zajechałem nawet do Inowrocławia, cholera wie po co. To było trudne, skądś pomiedzy Świętochłowicami i Rudą Śląską wydostać się do Inowrocławia wtedy. Dwie przesiadki, tylko po to, żeby zobaczyć, że z Wrocławiem to nie ma nic wspólnego. Ale byłem.
Pozdrawiam :)
Jeszcze w XX wieku zrobiłem miesięczną podróż aż po Portugalię z interrail. Powrót z granicy hiszpańsko-francuskiej do granicy Polski zajął mi niecałe 24 godziny bez żadnego planowania - po prostu miałem irracjonalne szczęście, tak z 4 raz trafiałem na sytuację że miałem 10 minut przesiadki na kolejny pociąg w stronę domu...
Kupiłem miesięczny Interail na całą Europę w liceum w latach dziewięćdziesiątych. Super! To trzeba lubić. Brałem nocne kiedy się dało bo nie stać mnie bylo na większość noclegów. O Warsach zapomnij - wchodziłem do sklepu i pytałem wtedy jeszcze łamanym językiem: Tanie i dużo kalorii :)
Tak to jako licealista byłem jednego miesiąca w Oslo, Inverness i Atenach. Piękne wspomnienia. Polecam! - szczególnie młodzieży zamiast all inclusive.
Ta trasa Wwa - Wiedeń - Rzym dalej istnieje i ma się dobrze, natomiast takie rarytasy jak bezpośrednie pociągi do Splitu, czy inne które opisujesz to faktycznie: stare dzieje. (Ba! Nawet Amsterdam zlikwidowali)
Wtedy to było właśnie łatwo. Pomiędzy Tarnowskimi Górami a Inowrocławiem przez Karsznice pociągi kursowały kilkanaście razy dziennie. Ja na wagary jeździłem np. do Siemkowic albo do Szadku gdzie dojście ze stacji do miasta zajęło mi dłużej niż podróż pociągiem.
Do Inowrocławia że Śląska wtedy to żaden kłopot. Kilka pociągów bezpośrednich było z Kato magistralą węglową. I to bardzo szybko się jechało gdyż za Tar.Górami zatrzymywał się tylko w Zduńskiej Woli Karsznice. I okna się otwierały!
Pod każdym artykułem frustraci, zakompleksieńcy, przegrywy itp. dają upust nagromadzonej żółci. Jest to obraz jakiejś części polskiej inteligencji.
Zjechałem koleją większość Europy i bardzo polecam to doświadczenie. Oczywiście nie w tak hardcorowej wersji jak w artykule.
Aha, w republikach bałtyckich szybciej i wygodniej podróżuje się autobusami.
Jak na podróż masz ileś dni to czas jest cenny i wtedy bierzesz tańszy i szybszy samolot. Logiczne.
Willym był w animowanym serialu. To sporo wyjaśnia.
Fogg i owszem, Phileas, ale Willy Fog. Bo dzisiejsi młodzi ludzie znają tylko kreskówki, a nie "prawdziwą" podróż "W 80 dni dookoła świata".
"Dookoła świata z Willym Foggiem" czyli "La vuelta al mundo de Willy Fog" - serial animowany hiszpańsko-japoński z lat 80. czyli prawdopodobnie dzieciństwa pani podróżniczki.
Nie Mieczysław? :-)
Ten by objechał świat śpiewająco...
Willy nazywała się tylko jedna mała jego część.
I co bulwa z tego?
Brawo! Uśmiałem się do łez.
Nikt się nie spodziewa że na trasie Talinn-Lizbna pociąg zastąpi samolot, ale już na każdych parach sąsiadujących krajów jak najbardziej.
brednie, tu mowa. o imterrail a przecież możesz wykupić konkretne bilety koleś
Samolot jest dla tych, którzy się spieszą. Taki podróżniczy fast food. Podróż pociągami to jak delektowanie się lepszymi potrawami.